Strony

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 1 Czas nie leczy ran

2 miesiące później (wrzesień)

Ever 

Mówią, że czas leczy rany. Po moim przykładzie można się dowiedzieć, że to nie prawda. Moje rany dalej krwawą. Ból przy tym jest nie samowity.  Od dwóch miesięcy nie mam wiadomości od Willa. Minęły dwa miesiące od jego odejścia. Zmieniłam się i to bardzo. Ciemna strona mnie wygrała bitwę, a ja bez Willa byłam bez bronna. Patrząc w lustro widzę inną mnie.
Mam jaśniejszą cerę niż wcześniej. Żadna czynności nie ma dla mnie sensu. Wstaje, jem śniadanie, myje się, ubieram idę lub nie do szkoły i tak dalej w kółko, i w kółko. Nie ma już dawnej Ever,  ale ta, która powstała jest silniejsza i lepsza od tamtej, mimo że nic nie ma dla mnie sensu. Najbardziej boję się samotnych nocy bez Willa. Często mam koszmary i nic nie mogę z tym zrobić. Znacznie opuściłam się w nauce. Bez Ricka, Vannessy i Willa nie potrafię sobie poradzić. Każdy dzień to dla mnie tortury. Upadłam i już się nie podniosę. Nie sama. Dziś dla odmiany poszłam na zajęcia, aby mnie nie zawiesili. Nie jest sobą, już. Przed szkołą spotkałam Sam. Chciałam ją ominąć, ale nic z tego nie wyszło.
- Everly. Sama przyszłaś...
- Zamknij się.
- A powiedz mi. Gdzie jest twój chłopak? Ach! No tak! Zakład się skończył i twój ukochany cię zostawił. A czego się spodziewałaś? Przecież było jasne, że nie będziecie żyli długo i szczęśliwie. Jesteś dla niego nikim...
W tym momencie nie wytrzymałam i walnęłam ją w nos pięścią. Po chwili poleciała jej krew. Szepnęłam do niej.
- Nie drażni lwa, bo poleję się krew.
Ominęłam ją jak gdyby nigdy nic się nie stało, a w mojej głowie pojawił się cichy głosik Vivien.
~ O Boże. Everly. Nie mogłaś... Dla czego? Nie jesteś aniołem ciemności, aby się tak zachowywać.
~ Bez urazy Vivien, ale nie jesteś Willem, żeby mówić mi co mam robić. Więc daj mi święty spokój, albo idźcie wszyscy do diabła.
Anielica zamilkła, a ja poszłam na lekcje. Ku mojemu zdziwieniu w łazience, którą zazwyczaj zajmowałam z Van, siedział Luck.  Usiadłam obok niego.
- Luck. Co robisz w mojej ławce?
- Gdybyś częściej przychodziła, wiedziała byś, że kazali mi się przesiąść. Co się stało?  Nasza kochana Ev zrobiła się niedobra.
- Odwal się Luck.
- Dobrze Ev. Hej! Może pójdziesz ze mną na imprezę?
- No nie wiem.
- Nie bądź taka Ev.
Nie wiem czemu, ale się zgodziłam. W odpowiedzi usłyszałam tylko, że przyjdzie po mnie o osiemnastej i pójdziemy do jego kumpli, a stamtąd pojedziemy autem jego kolegi. Reszta dnia minęła normalnie, aż do imprezy. 


Kochani oto rozdział pierwszy. Trochę nudny i nijaki, ale się rozkręci. Moja wina chyba została w Chorwacji. 

2 komentarze:

  1. Co się czepiasz rozdział jest genialny :) Nie mogę się doczekać co wykombinuje ten Luck :D Pozdrawiam i życzę weny xd <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojojoj..Czy tylko mi się wydaje że na tej imprezie coś się wydarzy ?? xD Rozdział świetny nie marudź :3 Czekam na nexta !

    OdpowiedzUsuń

Jeśli czytasz zostaw po sobie komentarz.