Strony

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 18 Je nie chcę... Ja nie mogę... Co teraz zrobimy?

Hej kochani! Właśnie kończą mi się ferie. A wam? No cóż takie życie. W piątek będzie nekst.

Ever 

Nocami śniły mi się koszmary. Will uspokajał mnie, jednak to nie był koniec koszmarnych dni. Rano budziły mnie bóle głowy i mdłości. Nie mówiłam o tym mojemu mężowi, bo nie chciałam go martwić na zapas. Byłam pewna, że po prostu zaraziłam się jakimś wirusem. Wstałam niechętnie z łóżka. Will gotował coś w kuchni, o ile to co robił można było nazwać gotowaniem. Weszłam do kuchni. Tym razem Will od razu mnie zauważył.
- Wstałaś?
- Jak widać. - powiedziałam.- Co robisz?
- Ja... No cóż. Zrobiłem kanapki.
Zaśmiałam się z miny Willa. Widocznie nie był dumny ze śniadania. Zaczęłam jeść kanapki. Zjadłam parę kanapek. Byłam głodna jak wilk. Obejrzeliśmy fragment filmu, jednak nie cały, bo zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam dzisiejsze śniadanie.
- Wszystko dobrze? - do łazienki wszedł zmartwiony Will.
- Tak. Tak. - powiedziałam po chwili. - Chyba czymś się zatrułam.
Wstałam i wróciłam do salonu. Will nie był przekonany, czy to nie jest coś poważnego, ale nic nie mówił. Usiedliśmy na kanapie.
- Jesteś pewna, że to nic poważnego?
- Tak. Nie przejmuj się.
Uśmiechnęłam się do Willa, ale ten dalej nie dawał za wygraną.
- Powinnaś pójść do lekarza.
- Nie ma takiej potrzeby.
W końcu Will się poddał. Pod wieczór zostałam sama w domu, bo mój mąż poszedł pobiegać i uznał, że skoro źle się czuje, to powinnam zostać w domu. Korzystając z okazji, że Willa nie było poszłam do apteki po test ciążowy. Kiedy wróciłam wykonałam test, spojrzałam na wynik i zamarłam.

Will

Pobiegałem trochę, aby nie wyjść z formy. Przybiegłem do domu po trzydziestu minutach. Wszedłem do środka. Poszedłem do pokoju. Na łóżku siedziała Ever. Zakrywała dłońmi usta, kołysała się do przodu i do tyłu, a z jej oczu płynęły łzy. Usiadłem obok niej.


- Ever. Co się stało? - spytałem.
Moja żona nic nie powiedziała, tylko wskazała ręką na szarkę na której coś leżało. Podeszłem do szafki i spojrzałem na kartonik tam leżący i na wynik. Wróciłem do Ever.
- Będzie dobrze. - zapewniłem ją.
- Ty nie rozumiesz. - załkała.
- Rozumiem. - zapewniłem ją.
- Je nie chcę... Ja nie mogę... Co teraz zrobimy? - łkała dalej.
- Ciii. Cichutko. Już dobrze.
Przytuliłem Ever do siebie.
- Skont ta pewność?
- Po prostu to wiem.
- Będziemy mieli dziecko. Will boję się.
- Nie masz czego. Będzie dobrze.
Wiedziałem, że Ever jest wystraszona tą sytuacją.
- Może wrócimy wcześniej do domu? - spytała.
- To chyba będzie dobry pomysł.
Uśmiechnąłem się do niej, a Ever przestała płakać. Zadzwoniłem na lotniska i wykupiłem najszybszy lot. Wykonałem również telefon do Eleny, by czekały na nas w domu Ever.

2 komentarze:

  1. Miałam takie przeczucie :). Jestem ciekawa, co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwwww <3 Już sobie wyobrażam, jak śliczny będzie malec <3 Rozdział CUDOWNY <3 Nie mogę się już doczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli czytasz zostaw po sobie komentarz.