sobota, 26 września 2015

Rozdział 26 Ale tak było.

Will

Być może troszkę ich przeraziłem, jednak musiałem ich ostrzec.Dotarliśmy na wyspę dość szybko. Uśmiechnąłem się do przewodnika, który życzył nam tylko powodzenia i odpłynął. 
- Gotowi?
- Jasne. - powiedział Luck.
- Chyba tak. - dodała Vivien.
Poszliśmy w stronę bramy. wyglądała tak jak ją zapamiętałem. Stare brązowe drewno. Przejście jak zawsze zamknięte. Stanąłem jakieś 20 metrów od drzwi i zatrzymałem Vivien. Luck spojrzał w naszą stronę zdziwiony.
- Dalej nie możemy iść z tobą, póki nie otworzysz bramy. Wybacz. 
- Jasne. Taka była umowa. 
- Kiedy otworzysz bramę wejdziemy nie zauważeni do środka. 
Luck kiwnął głową i podszedł do bramy. Po jakiś 10 minutach brama się otwarła. Cienie chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Szybko wbiegliśmy do środka. Piekło nie jest ciemne, tylko zniszczone. W okół nas nie było nic. Do miasta był kawał drogi, ale tu mogliśmy używać naszych zdolności. Wyjąłem z kieszeni kompas. Była to jedna z nielicznych rzeczy, które ze sobą nosiłem od kąt zostałem aniołem światła. Kompas miał jedną zaletę. Pokazywał drogę do miejsca, w które chciał się udać jego właściciel. 
- Gdzie teraz?
- Prosto. - odparłem.
Szliśmy dość długo, a miasta upadłych aniołów dalej nie było widać. Jednak nie mogłem się tam teleportować, bo zostałbym wykryty. 
- Will. Idziemy już pięć godzin. Ja wiem, że nie czujemy zmęczenia, ale on tak. Może moglibyśmy...
- Masz rację. Zapomniałem, że Luck jest człowiekiem. Widzisz tamtą jaskinie?
- Tak. 
- Tam się zatrzymamy. Jestem pewien, że nikogo tam nie będzie. 
Skierowaliśmy się w wskazaną przeze mnie stronę. Jaskinia była taka sama jak kiedyś. To samo czyste jezioro.  Luck rzeczywiście wyglądał na  zmęczonego. Usiadłem na ziemi obok Vivien. Po kilku minutach chłopak zasnął, a my mogliśmy w spokoju porozmawiać. 
- Z kąt wiesz tyle o piekle?
- Nie ważne. 
- Proszę. Po wiec mi. 
- Po prostu. Nie jestem taki święty. 
- Ty. Wysoki anioł ma coś na sumieniu?
- Tak. Zanim trafiłem do was tu był mój dom. Byłem aniołem ciemności. Tak samo jak mój brat i rodzice. Jednak ja zrozumiałem, że źle robię. Uciekłem z tond i poleciałem do nieba po wybaczenie. archanioł Michał i poprzedni strażnik czasu Ron mi pomogli. Sam nie wiem czy zasłużyłem na te pomoc. 
- Ty aniołem ciemności. 
- Może dziś trudno w to uwierzyć, ale tak było. 
- Gdyby ktoś inny opowiedział mi te historie pewnie bym go wyśmiała. Jesteś jednym z najlepszych aniołów światła. Kiedy byłeś aniołem stróżem poziom twoich umiejętności dorównywał wysokim aniołom .Nigdy nie pomyślałabym, że byłeś kiedyś zły. Myślałam, że nie można się aż tak zmienić, ale jesteś przykładem na to, że każdy podejmuje swoje decyzje. 
- Może i jestem inny, ale w dobrym znaczeniu tego słowie. 
Vivien spojrzała na śpiącego Lucka. 
- To zabawne. Nie pamiętam jak to być tak delikatnym jak on. A ty Williamie?
- Przyzwyczajaliśmy się do bycia innymi. 
- Co zrobisz jeśli nam się nie uda?
- Nie wiem. Pewnie będę szukał innego sposobu, aby ją ocalić. Jednak teraz nie chce o tym myśleć. Odpocznijmy. Jutro czeka nas długa wędrówka.

piątek, 25 września 2015

Rozdział 25 Powariowałeś?

Vivien

Wsadził dłoń do kieszeni, z której wyciągnął starą grecką monetę. 
- Powariowałeś?
- Nie Vivien. Nie powariowałem. 
Spojrzałam jak Will wrzuca monetę do wody. Już miałam na niego wrzasnąć, gdy z wody wypłyną stary, zniszczony statek. Wystraszona cofnęłam się do tylu, ale Will ani drgnął. Statkiem kierowała koścista postać. Nigdy nie byłam przyzwyczajona do takich widoków, ale Will najwyraźniej tak. Spojrzałam na Lucka. Chłopak również cofnął się do tyłu. Statek stanął, a koścista postać odwróciła się w naszą stronę. 
Will bez wahania wszedł na statek i podał mi dłoń, aby łatwiej było mi wejść. Niechętnie zrobiłam to samo, a za mną na statku stanął Luck, Anioł stanął obok kościotrupa i o czymś rozmawiali. Statek ruszył ku ciemności, a moje serce stanęło ze zdenerwowania i strachu. 

Will 

- Witaj przewoźniku. 
- Tak. Witaj. Dawno cię tu nie było. 
- Owszem.
- Odeszłeś bez słowa. 
- Nie pasowałem tu. 
- Pasowałeś byłeś częścią nas. 
- Nie prawda. Co u mamy?
- Biedaczka. Odkąd uciekłeś z nikim nie rozmawia, rzecz jasna poza twoim ojcem i Baltazarem. Raz przedostałeś się tu. Czemu teraz korzystasz z mojej pomocy? Chcesz zostać nie zauważony. Zgadłem?
- Coś w ten deseń. 
- Jak ci się układa w raju?
- Znakomicie. 
- Podoba ci się tam. To ciekawe. Pamiętasz ile twa podróż?
- Dzień ziemski. Pamiętam. Pójdę lepiej do moich przyjaciół. 
- Jasne. Każdy kto raz był aniołem ciemności nim zostanie. Zapamiętaj to. 
- Mylisz się. Tyle lat żyjesz, ale się mylisz. 
Odwróciłem się i podszedłem do Vivien. 
- Wszystko dobrze? - spytałem. 
- Nie wiem. Boję się. 
Postanowiłem powiedzieć jej coś co ją podniesie na duchu. 
- Nie ma czego się bać. Wszystko co będzie nas otaczać jest iluzją, abyśmy zwątpili. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. 
- Z kąt to wiesz? 
- Mój ojciec kiedyś mi to powiedział. 
Usiedliśmy na ławce na przeciwko Lucka, który się nam bacznie przyglądał. 
- Nigdy o nim nie wspominałeś. 
- Nie było takiej potrzeby i dalej jej nie ma. 
- Jak sądzisz miał rację. 
- Tak. 
Luck wstał i usiadł obok nas. 
- Co zrobimy jak się nie uda?
- Nie mam pojęcia. - odparłem mu.
Z daleka było już widać ląd. Wstałem odwróciłem się do nich i po chwili powiedziałem.
- Na ziemi jest dużo zła, a tu jest jego sedno. Za tą wyspą znajduję się brama, którą Luck będzie musiał otworzyć. Jesteśmy w przedsionku piekieł. Stąd nie ma już ucieczki. Nie możecie zwątpić w siebie. Jeśli to zrobicie będziecie musieli tu zostać.Nie ma się czego bać. To wszystko co będziecie widzieć jest iluzją stworzoną specjalnie dla was. Gotowi?
W okół mnie rozbłysł ogień, który oświetlił bramę. Nie mam już odwrotu. Nie mam możliwości ucieczki od przeszłości.


niedziela, 20 września 2015

Rozdział 24 Dla niej.

Kochani. Proszę jeśli czytacie, to komentujcie.

Will

Pobiegłem po Vivien. Wpadłem do pokoju Ever jak strzała. To było to. Ta jedyna szansa. Nareszcie coś mam. Vivien spojrzała na mnie jak na idiotę,  gdy po 9 dni nie obecności pojawiam się z ni kąt.
- Gdzieś ty był?
- Nie ważne. Znalazłem lek, tak myślę.
- Do świetnie!
- Mamy malutki problem.
-Wiedziałam, aby się za wcześnie nie cieszyć. Jaki?
- Musimy zejść do piekła.
- Jesteśmy aniołami światła. Jak ty to sobie wyobrażasz? Ciemna strona nas nie wpuści, a ich pole nas wyrzuci.
- Wiem. Jednak wiem też kto nam pomoże. Bądź na ziemi za godzinę. Przy domu Ever.
Zniknąłem nie czekając na odpowiedź. Zobaczyłem Lucka. Szedł drugą stroną ulicy. Jednak moje zdolności nigdy mnie nie zawodzą. Podbiegłem do niego. On mógł nas wpuścić do piekła. Złapałem go za ramię. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czego chcesz?
- Twojej pomocy.
- Anioł chce mojej pomocy? A to zabawne. Niby w czym.
- Muszę wejść do piekła, a żeby to zrobić ktoś musi mi otworzyć przejście.
- Znajdź jakiegoś innego frajera.
- Nikt inny się nie zgodzi. Jesteś cieniem, ale to, że jeszcze żyję świadczy o tym, że nie jesteś zły.
- Dobra dedukcja Sherlocku. Dla czego miałbym ci pomóc?
- Dla niej. Dla Ever. Tobie na niej zależy. Gabriel widzi w niej kogoś nie zwykłego i myśli, że ją kocha, ale się myli. Ty i ja ją kochamy, nie chcemy aby coś jej się stało.

Elena

Vivien weszła do mojego pokoju i poprosiła abym posiedziała przy Ever. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć, ale poszłam do nie przytomnej dziewczyny. Zapadła w sen i nikt nie wie co dalej z nią będzie. Nie wiedziałam czy Ever mnie słyszy, ale postanowiłam jej opowiedzieć moją historie. Po moim policzku spadła łza, którą szybko wytarłam.
 
- Wiesz Ever. Wiele osób pyta mnie gdzie się podziały moje skrzydła. Jedni myślą, że nigdy ich nie miałam inni wiele innych rzeczy. Opowiem ci co się z nimi stało. Kiedyś...

Vivien

Czekałam na Willa w umówionym miejscu. Chłopak spóźniał się już godzinę, a ja zaczynałam się denerwować. Nagle ktoś złapał mnie za ramie.Odwróciłam się, a za mną stał Will z jakimś chłopakiem. 
- Mówiłem, że ktoś nam pomoże. Vivien, to jest Luck. Przyjaciel Ever. 
- Masz zamiar wziąć z nami człowieka?
- On jest cieniem i tak mam zamiar zabrać go ze sobą. 
- Jesteś nie normalny. 
 - Owszem, ale podobno z miłości wszyscy wariują. Luck, to jest Vivien anielica światła i moja koleżanka. Czas brać się do roboty. 
Powiedział Will i w jednaj chwili zniknęliśmy z pod domu Ever i znaleźliśmy się na mości e do okola była woda, a ściany były czarne. Odwróciłam się by zobaczyć wyjście, którego nie było. Teraz nie było już odwrotu. 
- Masz teraz jakiś pomysł, czy chcesz się utopić? Nasze zdolności tu nie działają. 
- Wiem i mam pomysł. 
Wsadził dłoń do kieszeni, z której wyciągnął...

sobota, 19 września 2015

Rozdział 23 Mam

Will

Cały tydzień szukałem czegoś, co mogłoby pomóc Ever. Bałem się, że nam się nie uda. Światło, bo tak kazała się nazywać strażniczka tych ksiąg, była bardzo pomocna. 
- Może ta? - zaproponowała.
Spojrzałem na nią. 
- Hej! Will! Nie trać nadziei. 
- Nie tracę, ale zaczynam wątpić. Spójrz. - obróciłem się w stronę stosu przeczytanych książek. - Ile ich tam jest? Cały tydzień szukamy rozwiązania, którego być może nie ma! Rozumiesz? Może go nie być!
- Zdaję sobie z tego sprawę. Jednak na pewno coś znajdziemy. 
Przeniosła się na drugi koniec sali. 
- Tam gdzie jesteś są legendy.
- Wiem. Szukamy tyle w rzeczach pewnych, ale może to jest nasz błąd. 
- Nie podoba mi się twój tok myślenia.
- Zaufaj  mi. 
Przez kolejne dwa dni szukaliśmy w legendach. Światło tłumaczyła mi, że w każdej legendzie jest ziarenko prawdy. Oby to ziarenko było na tyle duże by udało się pomóc Ever. 
- Mam! - wrzasnęła dziewczyna. 
Zerwałem się z miejsca i podbiegłem do niej. 
- Pokaż mi legendę o diabelskim kwiecie*.
Wrzasnęła, a księga sama otwarła się na tej legendzie.
- Słuchaj uważnie. Streszczę ci ją w skrócie. W pewnej wiosce rósł krzew. Miał on nie zwykłą moc. Każdy, kto go znalazł otrzymywał jedno życzenie. Pewnego razu po swoim upadku Lucyfer zaczarował krzew. Od tego momentu nie spełniał on życzeń za darmo. Jeden z pasterzy zerwał kwiat i zmarł miesiąc później. Ludzie tak wystraszyli się rośliny, że chcieli go spalić. Na ich nieszczęście Lucyfer domyślił się tego. Zerwał jeden z kwiatów i ukrył w piekle. Owego kwiatu pilnują demony i upadłe anioły. Ludzie spalili krzew. Jednak jeden z mrocznych aniołów, aby wzrosnąć w oczach Stwórcy zdradził położenie kwiatu.  Wielu się po niego wybierało, ale nikt nie wrócił z tej misi. Od tej chwili kwiat dostał nazwę diabelski. Każdy kto się po niego wybrał jest dziś mrocznym. Strażnik medalionu miał dokładną mapę, jednak kiedy Elena zmarła, tak strażniczka czasu światła, medalion przepadł. Jedni mówią, że jest w jej grobie inni, że został zniszczony lub zakopany. Elena nie ma pojęcia gdzie on jest, więc ci nie pomoże. Will. Jeśli masz zamiar tam pójść to nie sam. 
- Wiem. Wiem też kto mi pomoże. 
- Jeśli myślisz o tym co ja, to nie jestem pewna. 
- Jeśli się go nie zapytam, to się nie dowiem. Zaryzykuje.

*legenda wymyślona na potrzeby opowiadania.

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 22 A ty rozumiesz?

Will 

Według Gabriela mam się bawić w zgaduj zgadula. Przecież muszę dowiedzieć się o co mu chodzi. Nie pozwolę jej umrzeć. Przeniosłem się do szpitala. 
- I co dowiedziałeś się od Gabriela? 
- Nie ma żadnego klucza. Rozumiesz Vivien? Nic ma. 
- Jak to? 
- Nie ma. Powiedział, tylko wiara, że się uda potrafi stworzyć cuda. Ja nic z tego nie rozumiem. A ty rozumiesz? 
- Nie. Nie rozumiem. 
- Idę do akademii. 
Pocałowałem Ever w głowę i wyszedłem.

Akademia była wielkim budynkiem w środku miasta. Wszedłem do środka. Nie długo jestem nauczycielem jednak znam to miejsce na pamięć.  Doszedłem do drzwi ksiąg zamkniętych. Próbowałem wielu sposobów jednak drzwi się nie otwarły. Uczniowie patrzyli na mnie jak na wariata. Zrezygnowany usiadłem przy drzwiach. Nie mogłem nic zrobić.  Postanowiłem sprawdzić mój ostatni pomysł. 
- Wierzę, że ją uratuje. Wierzę, że znajduje się tu coś co jej pomoże. Po prostu w to wierzę. Wierzę, że mi się uda.
- A zrobisz dla niej wszystko? 
Usłyszałem głos w mojej głowie. Nie wiedziałem do kogo on należy. 
- Wszystko dla niej zrobię. 
Wstałem, a drzwi same się otwarły. Wszedłem niepewnie do środka. Drzwi od razu zamknęły się za mną. Na środku stanęła jasna, niewyraźna postać. Przemówiła cienkim, damskim głosem.
- Tylko Gabriel tu przychodzi, a ty nim nie jesteś. 
- Owszem. Nazywam się William Montclaire. 
- Gabriel powiedział ci jak tu wejść? 
- W pewnym sensie tak. Kim jesteś? 
- Moje imię nie jest ważne. Jestem światłem, ale byłam anielicą, dawno temu, ale byłam. Jako anioł zabrałam tu wszystkie te księgi i zapieczętowałam je i po śmierci dalej ich pilnuje. W czym mogę ci pomóc? Czego potrzebujesz? 
- Widzisz, w czasie bitwy z aniołami ciemności moja ukochana została ranna i zapadła w śpiączkę.  Nie znamy na leku na truciznę, która znajdowała się w sztylecie, który ją trafił. Mam nadzieję, że tutaj coś znajdę. 
- Mogę ci pomóc, ale trochę to potrwa. Weźmy się za szukanie. 
Książek było mnóstwo, a czasu coraz mniej. Miałem tylko nadzieję, że coś znajdziemy, że jej pomogę.

sobota, 12 września 2015

Rozdział 21 Nie ma żadnego klucza

Will 

Po jakieś godzinie anioły wróciły, ale dopiero dwie godziny później wpuścili mnie do Ever. Dziewczyna stała. Przykryłem ją kołdrą. Pogłaskałem jej włosy, a w moich oczach stanęły łzy.
Przesunąłem krzesło bliżej jej łóżka i usiadłem na nim. Złapałem rękę Ever. Nie mogłem zrozumieć czemu to zrobiła. Do pokoju Ever weszła pielęgniarka. 
- Dlaczego ona się nie budzi? 
- Williamie. W sztylecie była trucizna. Niestety nie znamy na to lekarstwa. Przykro mi. Everly zapadła w śpiączkę, ale nie wiemy jak ją obudzić. 
Nie wiedziałem co o tym myśleć. W czasie bitwy nie mogłem nic na to poradzić. Jednak nie mogłem jej stracić. Nie znowu. Do jej pokoju weszła Vivien.  
- Anioły ciemności wycofały się z bitwy. Nie ponieśliśmy dużych strat.
- To dobrze. 
- Słyszałam co mówiła pielęgniarka. One nie znają sposobu, ale tak myślę. Nie myśl o mnie źle.
- Mów Vivien. 
- W akademii, w której z resztą uczysz, jest zamknięty dział ksiąg... 
- Owszem, jednak klucze do niej ma tylko Gabriel, a on mi ich nie da. 
- A może. Dla ciebie ich nie da, ale dla niej tak. Warto spróbować. To jej jedyna szansa. 
- Pójdę do niego. Im szybciej tym lepiej. Zostań z Ever. 
- Ona i tak się nie obudzi. 
- Wiem, ale będę spokojniejszy wiedząc, że ktoś przy niej siedzi. 
- Ja... Dobrze, zostanę. 
Wstałem z krzesła, które po chwili zajęła Vivien. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się w stronę altany. Jeśli gdzieś mogłem go znaleźć, to tylko tam. Miałem rację. Archanioł siedział w altanie i patrzył na raj. Usiadłem po drugiej stronie altany. 
- Witaj Williamie. Co u niej? 
- Nie najlepiej.  Muszę cię o coś poprosić. 
- Dlaczego miałbym ci pomóc? 
- Nie mnie, tylko jej. 
Gabriel spojrzał na mnie. 
- Czego potrzebujesz? 
- Klucza do zamkniętego zbioru ksiąg w akademii. 
Gabriel spojrzał na mnie zdziwiony. 
- Kto ci powiedział, że istnieje klucz do tych drzwi? Owszem. Ja jeden otwieram i zamykam drzwi. Jednak żadnego klucza nie ma. Trzeba samemu odkryć co z tym zrobić. Jednak mam dla ciebie podpowiedź. Tylko wiara, że się uda potrafi stworzyć cuda. 
Nie zrozumiałem go. Nikt pewnie nie zrozumiałby słów jednego ze starszych archaniołów. Jednak ja musiałem go zrozumieć. Po prostu musiałem. Od tego zależy życie Ever, a dla niej zrobię wszystko.  Dosłownie wszystko. 

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 20 Wojna

Ever
Wszystko działo się tak szybko. Obie armie pobiegły w stronę przeciwników. Próbowałam wypatrzeć Willa. Jednak aniołów było zbyt dużo. Kiedy wydawało mi się, że go widzie, znikał.Byłam pewna, że tam jest, ale nic poza tym. Otrząsnęłam się w szoku i odwiązałam mamę.
~ Zabierz ją z tond.
W głowie pojawił mi się głos mojego anioła. Will nawet w takich chwilach był przy mnie i mi doradzał.. Pomogłam mamie wstać i zaprowadziłam do pustego drzewa, w którym często chował się Rick czekając na mnie. Zostawiłam ją tam, a sama wróciłam aby pomóc moim przyjaciołom. Przedarłam się przez tłum walczących na sam środek bitwy. Co jakiś czas musiałam unikać mieczy lecących w różnych kierunkach. Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Tym kimś okazał się Gabriel.
- Czyś ty powariowała? To środek bitwy, a ty powinnaś się ukryć!
- Nie zwariowałam, a teraz mnie puść!
Wyszarpałam moją rękę z jego uścisku i pobiegłam przed siebie. W końcu zauważyłam Willa. Walczył z Baltazarem, a raczej unikał ciosów i próbował z nim jakoś porozmawiać. Za Willem stał mój brat. Wrzasnęłam, mój anioł spojrzał na mnie. Zanim jednak się odwrócił Robert zniknął. Pomyślałam, że zwariowałam.Will zrobił zdziwioną minę, zaczął biec w moją stronę, a ja poczułam mocne ukucie w brzuch.
- Nie ładnie siostrzyczko.
Spojrzałam w duł. Z mojego brzucha wystawał srebrny sztylet, a biała buska zmieniała kolor na czerwony. Robert wyrwał mi broń z rany. Wrzasnęłam z bólu i upadłam. Will podbiegł do mnie i ułożył moją głowę na swoich kolach. Gabriel i Razjel postanowili nas osłaniać, a Will szepnął do mnie.
- Będzie dobrze Ever. To tylko drobna rana. Słyszysz? Będzie dobrze. Kocham cię. Będzie dobrze. Jeszcze będziemy się z tego śmiali. Przysięgam. Jeszcze będziemy się z tego śmiali Ever.
Jego głos oddalał się ode mnie, słabł.. Moje powieki robiły się coraz cięższe, aż zamknęłam oczy. Otoczyła mnie ciemność. Nie słyszałam odgłosów walki, słów Willa, byłam sama.

Will

Kiedy Ever zamknęła oczy nie wiedziałem co robić. Przeczesałem jej włosy, dotknąłem rany i znów wróciłem do włosów. Ucałowałem ją. Nie mogłem powstrzymać łez. Przecież nie mogę jej stracić. Nie mogę. 
Jak mogłem pozwolić, aby coś jej się stało. Moja Ever. Próbowałem ją uleczyć, ale nic z tego nie wyszło. Podbiegł do nas Gabriel.
- Williamie. Przytrzymaj Ever. Przeniosę was do Edenu. Tam zajmie się nią fachowa pomoc. 
Zanim się obejrzałem byłem w anielskim szpitalu. Pielęgniarki szybko zabrały Ever na sale, a ja zostałem sam. Bez informacji co się z nią dzieje. Bez jakiego kol wiek znaku życia. Ona nie mogła mnie opuścić.  Była moim sensem życia. Była całym moim światem. Była tą jedyną.Kochałem ją całym sercem. Kochałem ją nad życie.

sobota, 5 września 2015

Rozdział 19 Granica

Jutro next. Jak tam szkoła? Czekam na komentarze. Pozdrawiam!

Ever

Następny dzień zapowiadał się dość spokojnie. Przygotowałam się i wyszłam na zajęcia z Razjelem. Miałam już zapukać do drzwi, gdy usłyszałam jak z kimś rozmawia. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam podsłuchiwać. Byłam pewna, że nie chcą mi czegoś powiedzieć. 
- W ciągu tych dni od kąt Everly tu jest anioły ciemności tezy razy. 
- Rozumiem Michale. Co chcesz z tym zrobić. 
- Przypilnować granice. Wyślę tam więcej żniwiarzy. 
W tej chwili rozległ się ogromnie głośny dźwięk, ale chwile później ucichł. 
- Co to było?
- Nowe zabezpieczenia w Edenie. Musiałem coś z tym zrobić. Oni chcą jej. Przecież to wiesz?
- Nie możemy jej oddać. Ona jest naszą ostatnią nadzieją.
- Co proponujesz?
- Wczoraj rozmawiałem z Williamem i uzgodniliśmy, że Everly Hart nie jedzie z nami na bitwę. Oni nie są w stanie tu wejść i liczą na to, że ona wyjdzie do nich.
- Ona jest jak matka. Będziemy musieli jej strasznie pilnować. Rzajelu. Sprawdzałeś Anne?
- Matka Everly ma się dobrze.
- Kto jej pilnuje.
- Vivien. Poradzi sobie.
Nie chciałam ich dłużej słuchać. Znów nic mi nie mówili. Poszłam sama na sale gimnastyczną. Weszłam do środka. Ku mojemu zdziwieniu zadzwonił mój telefon. Przecież Will mówił, że w niebie nie ma zasięgu. Nie znałam numeru, który do mnie dzwonił, ale postanowiłam odebrać.
- Halo.
- Witej Ever.
Znałam ten głos.
- Czego chcesz Robercie?
- Grzeczniej siostrzyczko.Pomyślałem sobie, że chciałabyś porozmawiać z mamusią.
- Mamę pilnują anioły.
- Taaa. Jak jej Vivien. Prawda? Ona pilnowała.
- Jak to pilnowała?
- Vivien jest już w Edenie. Pomogłem jej wrócić.
- Co z mamą?
- Przyjdziesz do nas, a pogadamy, albo nie spotkajmy się na ziemi. Na łące, wiesz gdzie. Pośpiesz się.
Całą swoją moc skupiłam w dłoniach i myślałam o łące. Często tam chodziłam, więc jej nigdy nie zapomnę. Jest ona nie daleko kościoła, gdzie odbył się pogrzeb Van. Zamknęłam oczy. Poczułam jak się unoszę, a po chwili jak upadam na kolana. Otwarłam oczy. Byłam przy kościele.
- Muszę poćwiczyć nad lądowaniem.- szepnęłam sama do siebie.
Wstałam i pobiegłam w stronę łąki. Kiedy dobiegłam do łąki zobaczyłam mamę przywiązaną do drzewa.
Bez namysłu podbiegłam do niej i odwiązałam chustę, którą miała zakneblowane usta.
- Ever. To pułapka.-szepnęła. 
- A jednak przyszłaś.
Odwróciłam się, a za mną stała armia aniołów ciemności.
- Sama. Przyszłaś sama. 
W tej chwili za mną pojawiła się armia aniołów światła.
- Nie jest sama.-odparł Gabriel. - My z nią jesteśmy. 


wtorek, 1 września 2015

Rozdział 18 Azathra, to nie ja.

Next w soboty, niedziele i piątki. Rozumiecie, zaczęła się szkoła. :-( Rozdziały nawiązują do książek autorstwa L .H. Zelman, jednak przeczytanie ich nie jest potrzebne do zrozumienia fabuły.

Ever

- Nie jestem nią. 
- Wytłumaczę ci to na spokojnie.
- Więc mów.
- Każdy anioł posiada kilka imion. Imię anielskie, to imię dane ci przez Stwórce. 
- Rozumiem. 
- Każdy anioł może przenieś się na ziemię. Azathra na ziemi nosiła imię Andrea. Została wyrzucona z raju. Nie pytaj czemu. Na ziemi Andrea poznała swoją prawdziwą miłość. Zginęła bardzo szybko, ale nie stała się światłem. Przybrała inną postać. Tą postacią jesteś ty. Może nie zdążyła czegoś zrobić i chce to naprawić w twoim wcieleniu. Azathro...
- Azathra, to nie ja. Mam na imię Everly. To co gadasz jest bez sensu. Ja muszę już iść. 
Pobiegłam w nieznanym mi kierunku. 
Biegłam dość długo, aż wpadłam na Willa.
- Tu jesteś. Gdzie się podziewałaś? 
- Byłam się przejść. 
Postanowiłam nie mówić mu o spotkaniu z Gabrielem.
- Will. Co to jest anielskie imię?
- Każdy anioł ma swoje imię, które podarował mu Stwórca. Każdy człowiek je ma. Jednak poznaje je dopiero, gdy ono uzna to za stosowne. Czemu pytasz?
- Ja... Nie ważne. 
- Ważne Ever. 
Spojrzał na moje ramię i się uśmiechnął. 
- A więc wróciłaś. Nie wierzyłem, że strażnik ludzi powróci, ale tu jesteś. 
- Nie jestem nią.
- Nie. Nie jesteś. Jednak jakaś cząstka jej wybrała ciebie. Azathra była wielką anielicą, jednak żyła w śród ludzi, ty też.Mam nadzieję, że będziesz równie silna co ona. 
- A jeśli nie jestem. 
- Jej moc wybrała ciebie. To z tond te zdolności. Nie rozumiesz?
- Nie. 
- Azathra była wysokim aniołem. Wszyscy mówili, że była ulubienicą Boga. Ty jesteś jej kolejnym wcieleniem. Jeszcze nie wiesz, co potrafisz. Dopiero nauczyłaś się odróżniać dobro od zła, być blisko Bogu. Jesteś jedną z nas. Będziesz robiła nie zwykłe rzeczy. A ja zawsze będę przy tobie. Chociaż być nie dała rady zawsze możesz na mnie polegać. Kocham cię Ever.
- Kocham cię Will. Chociaż boję się tego co nadejdzie. Coś nad chodzi?
- Tak. Anioły ciemności wiedzą o tobie i przyjdą po ciebie. Jednak nie oddamy cię bez walki. 
- Kiedy przyjdą?
- Szybciej niż to sobie wyobrażasz. 
- Gdzie będziemy walczyć. 
- Nie my. Ty zostaniesz w niebie, a ja i anioły będziemy walczyć na ziemi. Ty zostaniesz tu. 
- Nie będę bez czynnie czekać, aż zginiecie!- krzyknęłam. 
- Będziesz. Przysięgnij, że nie będziesz postępować pod wpływem impulsu. 
- Nie będę. Przysięgam
- Nie wiem co bum zrobił, gdyby mi ciebie odebrano. 
- Ja też nie.
- Jesteś światłem nadziei. Nic cię nie ugasi. 
- Obyś miał rację. 
Myśl o nachodzącej wojnie była rzeczą smutną. Przecież oni poświęcali się dla ludzi, a większość z nich i tak nie wieży w anioły. Wierzą w to co zobaczą, a anioły i Bóg nie wchodzą w grę. Narażają się dla mnie, a ja zrobię to co uważam za słuszne.  W głowię przelatywały mi twarze aniołów i archaniołów, których poznałam. Elena, Jonathan, Bianka, Vivien, Van, Gabriel, Razjel, Ron, Daniel i Will. Nie mogłam ich stracić. Byli dla mnie ważni. Już wiem, co zrobi. Od tej decyzji nie ma już odwrotu.