Rozdział dedykuję Wera & Ala.
„Konsekwencje naszych działań są zawsze tak złożone, tak różnorodne, czasem wręcz sprzeczne, że przewidywanie przyszłości jest naprawdę bardzo trudnym zajęciem...” Joanne Kathleen Rowling
Elena
Po zniknięciu stróża Jonathan zabrał głos.
- Powinniśmy mu powiedzieć. Wiesz, że Everly jest...
- Wiem, ale Will dowie się w swoim czasie. Obaj są wyjątkowi. Bianko, wyślij proszę żniwiarza na ziemię. Niech sprawdzi czy nam się udało.
Przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie i wyszła.
- Eleno...
- Pierwszy raz wysłałam anioła na ziemię. Martwię się. Mógłbyś iść po Rona. Muszę z nim porozmawiać.
Chłopak wyszedł, a ja usiadłam na łóżku. Nienawidzę mówić o uczuciach, ta cecha została mi z czasów, gdy byłam mroczną. Może nie powinnam zostać strażnikiem czasu. Zanim się zorientowałam do pokoju wszedł Ron, ale bez Jonathana. Pewnie uznał, że tak będzie lepiej.
-Dziękuję, że przyszedłeś.
Wskazałam mu wolne siedzenie, które po chwili namysłu zajął.
- Mówiłem ci, że zawsze możesz na mnie polegać. Co się stało? Tylko nie mów, że po prostu chciałaś mnie zobaczyć. Widzę, że coś się stało. Jesteś dla mnie otwartą księgą. Nauczyłaś mnie jak żyć pełnią życia.
- Za to ty pokazałeś mi jak być aniołem. Dzięki tobie tu jestem.
- Szkoda tylko, że nie zdołałem uratować twoich skrzydeł. Były naprawdę piękne i potężne.
Spojrzałam na mój naszyjnik. Dotknęłam go i powiedziałam.
- Moje skrzydła tylko zmieniły postać. Nigdy ich nie straciłam. Są tu, bo musiały przy mnie być. Już zawsze przy mnie będą. Choć muszę przyznać, że brakuję mi tych lotów przy niebie.
Uśmiechną się do mnie. Oby z Willem było wszystko w porządku.
Will
Wydawało mi się, że śnie, a gdy otwarłem oczy zorientowałem się, że nie jestem już w niebie. Znajdowałem się w jakimś domu, Bóg jeden wie gdzie. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to ziemski dom dla aniołów. Udało im się. Nie wierzyłem własnym oczom. Wstałem i z przyzwyczajenia spojrzałem w bok. Zawsze widziałem tam białe skrzydła, których teraz nie było. W pierwszej chwili zdziwiłem się. Zrobiłem krok i usłyszałem ciche dzwonienie na szyi. Miałem wsadzony naszyjnik w kształcie skrzydeł. Taki sam jak ma Elena. Dopiero teraz ją zrozumiałem. Pewnie trudno jej wytrzymać bez skrzydeł, gdy wszyscy dookoła je mają. Usłyszałem skrzypienie drzwi. Do pokoju weszła blond włosa dziewczyna o jasno niebieskich oczach. Uśmiechnęła się do mnie.
- Witaj. Jesteś William Montclare?
- Tak. A ty jesteś?
- Vivien Brown, Żniwiarz światła. Pani Carstair kazała mi sprawdzić, czy dotarłeś na ziemie.
- Powiedz jej, że wszystko dobrze.
- Przyzwyczaisz się.
- Nie rozumiem.
Dziewczyna była naprawę cudowna. Delikatna cera podkreślała jej anielską naturę.
- Chodzi o tymczasowy brak skrzydeł. My żniwiarze ciągle zmieniamy postać. Bianka kazała mi zostać, aby cię pilnować.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
Vivien uśmiechnęła się i jakby do potwierdzenia swoich słów odgarnęła swoje śliczne włosy.
- Witaj. Jesteś William Montclare?
- Tak. A ty jesteś?
- Vivien Brown, Żniwiarz światła. Pani Carstair kazała mi sprawdzić, czy dotarłeś na ziemie.
- Powiedz jej, że wszystko dobrze.
- Przyzwyczaisz się.
- Nie rozumiem.
Dziewczyna była naprawę cudowna. Delikatna cera podkreślała jej anielską naturę.
- Chodzi o tymczasowy brak skrzydeł. My żniwiarze ciągle zmieniamy postać. Bianka kazała mi zostać, aby cię pilnować.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
Vivien uśmiechnęła się i jakby do potwierdzenia swoich słów odgarnęła swoje śliczne włosy.
- Witaj w Londynie. Choć. Pokarze ci miasto. Może spotkamy twoją podopieczną.
Następny rozdział będzie w sobotę lub niedziele. Mam nadzieje, że rozdział się podobał.
Już nie mogę się doczekać NEXTA<3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;)) Czekam na kolejny ^.^
OdpowiedzUsuń